sobota, 17 sierpnia 2024

Norwegia kamperem – część 1

Do tej pory posty podróżnicze pisałem w ciągu kilku dni po powrocie z wyjazdu, nigdy w trakcie. Miało to swoje plusy: wiedziałem jak przebiegła cała wycieczka, co się udało, a co nie; czy ogólnie nam się podobało, czy coś byśmy zmienili.

Tym razem chciałem zrobić to inaczej. Zacząłem pisać pierwszy post siedząc w kamperze z pięknym widokiem na jezioro z jednej strony i na góry z drugiej. Za nami pierwsze dni oswajania się z nową dla nas metodą podróżowania i odkrywania nieznanej nam Norwegii.

Niestety plan spalił na panewce, bo piękne widoki mnie rozleniwiały i wolałem kontemplować otaczającą mnie naturę niż pisać – wybaczcie. Siadam więc do dalszego pisania dopiero na promie z Malmö do Świnoujścia. Przed nami 9-godzinny rejs powrotny, więc jest szansa, że coś tu sklecę.

W postach będę chciał przede wszystkim opisać Wam nasze wrażenia z podróżowania i nocowania w kamperze. Czy to na pewno dobry sposób na wakacje? Jakie są plusy i minusy, a także na co zwrócić uwagę, jeśli rozważacie taki wyjazd.
Jednocześnie postaram się pokazać piękno Norwegii i być może odpowiedzieć na kilka pytań, które podejrzewam, że nie tylko mnie nurtowały przed wyjazdem, np. czy ten kraj zrujnuje nas finansowo? Czy cały czas będziemy przemoknięci i zmarznięci? I w ogóle co to są te słynne fiordy i czemu nie można ich oglądać w polskim zoo.
Po oficjalnym wstępie, przechodzimy do rzeczy: Czemu kamper?

To prawda, wolimy latać samolotem na wakacje lub nawet na krótkie city-break’i. Lecz w zeszłym roku rodzinka powiększyła nam się o piękną cocker spanielkę i od razu kombinowaliśmy co możemy zrobić, żeby psina mogła z nami pojechać na urlop, szczególnie że urodzona z niej podróżniczka i uwielbia jazdę samochodem. Kilkoro moich znajomych chwaliło sobie podróż kamperem, więc stwierdziliśmy z Ewą, że to może być świetna okazja sprawdzić czy nam też podpasuje taka forma wypoczynku.

A czemu Norwegia? Nasza zeszłoroczna wizyta w szwedzkim Malmö pokazała nam, że chcemy odkrywać Skandynawię, a dodatkowo słyszałem, że Norwedzy mają świra na punkcie karawaningu i podróży kamperami, więc mają tu świetnie przygotowaną infrastrukturę. Dodatkowo, funkcjonuje prawo wolnego dostępu do natury i spędzania czasu na łonie natury (Allemansträtten), co w skrócie oznacza m.in., że można leganie nocować w dowolnym miejscu (nawet prywatnym zachowując odstęp min. 150 m od zabudowań mieszkalnych).

Szukając kampera chciałem wziąć możliwie najbardziej komfortowy, co niestety wiąże się z większym kosztem, ale też większymi gabarytami, co może stanowić na początku pewne wyzwanie, bo pamiętajmy, że musimy tym domem na kołach się przemieszczać i parkować. Nieskromnie dodam, że choć to był mój pierwszy raz, to szło mi bardzo dobrze i nie raz zaimponowałem mojej rodzinie manewrując w wąskich serpentynach czy wyjeżdżając z ciasnych parkingów tym 7,5 metrowym kolosem. Dla wtajemniczonych: wzięliśmy tzw. półintegrę, co jest moim zdaniem dobrym kompromisem między najtańszymi kampervanami, a luksusowymi integrami (oczywiście rozważałem tylko pojazdy do DMC 3,5 tony, czyli które można prowadzić z prawem jazdy kat. B). Weźcie zatem poprawkę, że moje wrażenia i doświadczenia będą dotyczyć właśnie takiego – dość dużego – kampera, w którym mogę swobodnie chodzić wyprostowany, a łóżka są na tyle duże, że komfortowo mogłoby spać nawet 5 dorosłych osób. Kibelek jest jedynie nieco ciasny, ale każdy „kamperowiec” Wam powie, że ta toaleta jest tylko do korzystania w ostateczności. Na początku moja kochana rodzinka z trudnością to akceptowała, a przecież pojemność tzw. kasety jest mocno ograniczona i ktoś to później musi opróżnić i oczyścić – zgadnijcie kto to u nas robił… (nie bójcie się, zdjęć nie wrzucę i nie będzie również szczegółowego opisu).

Jednak już teraz mogę Wam zdradzić, że spodobało mi się „kamperowanie”. Szczególnie cenię sobie niezależność, bo praktycznie wszystko co potrzeba mamy na pokładzie: wspomnianą toaletę z umywalką i prysznic, kuchnię z kuchenką, zlewem i o dziwo bardzo pojemną lodówkę z zamrażalnikiem, duży stół, komfortowe łóżka (jedno z nich jest na dzień ukryte pod sufitem i elektrycznie opuszczane na noc) i mnóstwo schowków, w tym ogromny bagażnik dostępny z zewnątrz, zwany garażem, w którym mamy rozkładany stół piknikowy, krzesła i jeszcze miejsce na półroczny zapas prowiantu. Trzeba jednak uważać, bo łatwo można dać się ponieść i spakować połowę wyposażenia domu, a musimy pamiętać, że jednak auto nie powinno ważyć więcej niż 3500 kg.

Podobało mi się, że mogę się po prostu zatrzymać, odwrócić fotele i w razie niepogody, nie muszę nawet wychodzić z auta. Może jedynie oprócz przypadku, w którym trzeba wypoziomować kampera. Nie chodzi tylko o komfort spania czy chodzenia po przekrzywionym pojeździe, ale też o gotowanie czy odpływy wody. Do poziomowania służą specjalne najazdy. Czasami trzeba było chwilę pogłówkować i pokombinować, ale dość szybko ogarnąłem temat i zazwyczaj zajmowało nam to dosłownie minutkę.

Rozpisałem się o kamperze, a pewnie większość z Was wolałaby poczytać o Norwegii. Cierpliwości :)

Niestety, my też nie od razu mogliśmy cieszyć się tym krajem. Przez złośliwość natury jest on położony ponad 1200 km od Wrocławia i jeszcze odgrodzony morzem. Podróż do niego musi trwać…
I więc mała pauza. Kolejny post już się pisze!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nowegia kamperem – część 5 – ostatnia

Dziękuję wszystkim za pozytywny odzew i mobilizowanie mnie do dalszego pisania. Zanim przejdę do obiecanego podsumowania, kilka słów o ostat...

Popularne