poniedziałek, 2 sierpnia 2021

Sardynia, Włochy 2021 - cz. 1

No i udało się... Bo nie było to takie oczywiste.

Do roku 2020 nie przypuszczałem, że wyjazd zagraniczny na wakacje będzie wiązał się z czymś więcej niż tylko z uzbieraniem odpowiednich finansów, wyszukaniem fajnej miejscówki i zarezerwowaniem biletów lub ewentualnie wykupieniem całej wycieczki w biurze podróży.

Obecnie fakt, że masz wszystko zaplanowane i opłacone wcale nie oznacza, że pojedziesz... Stale zmieniająca się sytuacja pandemiczna oraz wprowadzane regionalnie i bez zapowiedzi obostrzenia mogą oznaczać, że na wymarzony urlop nie pojedziesz, bądź spędzisz go w izolacji. Dodatkowo, musisz zadbać o zaświadczenia covid-owe, testy i wypełnienie karty lokalizacyjnej pasażera.

I właśnie w związku z powyższym, planując tegoroczne wakacje nastawiałem się na podróż samochodem. Auto daje większą elastyczność co do terminów czy chociażby trasy, gdyby przejazd przez któreś państwo był niemożliwy lub wiązałby się z obowiązkową kwarantanną. Zakładałem podróż nie dłuższą niż 12 godzin, więc do wyboru mieliśmy praktycznie tylko Chorwację lub północne wybrzeże Włoch (ponieważ naszym kryterium nr 1 to ciepłe morze). Ale wtedy Ewa pokazała mi ofertę wakacji z przelotem na Sardynię. Gdy ja ostro wyszukałem ciekawych miejsc w Chorwacji (gdzie de facto byliśmy wcześniej 2 razy), Ewa nie mówiąc mi nic, szukała alternatywy. No i muszę przyznać, że kupiła mnie tą Sardynią bardzo szybko. Szczególnie, że gdy zacząłem przeliczać, wyszło mi, że koszt tygodniowych wakacji all inclusive na Sardynii byłby porównywalny z 10 dniami w Chorwacji. Trochę krócej, ale odpada mimo wszystko męcząca droga, no i przede wszystkim zobaczymy nowe miejsce: piękną wyspę, o której już myśleliśmy w poprzednich latach, ale wówczas ceny były dużo wyższe.

Skoro już wspomniałem o cenach, to ewidentnie da się zauważyć, że kierunki samolotowe w tym roku potaniały. I zauważyłem to zarówno w ofertach na Grecję jak i na Włochy, o Egipcie nie wspominając, gdzie ceny są nawet takie jak sprzed kilku lat. Tak więc zdecydowaliśmy się na Sardynię i był to świetny wybór.

Na początek kilka faktów: ta włoska wyspa jest drugą co do wielkości wyspą na Morzu Śródziemnych (po Sycylii), blisko 3 razy większa od greckiej Krety, 2 i pół raza większa od Cypru i aż blisko 100 razy większa od Malty... A jak potrzebujecie bardziej lokalnego zobrazowania, to jest to prawie powierzchnia województw dolnośląskiego i opolskiego razem wziętych. Innymi słowy, spory teren do zwiedzania. Leży mniej więcej w połowie drogi między kontynentalną częścią Włoch a Tunezją. Sąsiaduje na północ z nieco mniejszą francuską siostrzaną wyspą – Korsyką.

Co mnie osobiście zachwyciło w Sardynii to przepiękne plaże. W wielu śródziemnomorskich rejonach, które odwiedziłem w Grecji, Hiszpanii, Turcji, Chorwacji czy na Malcie, znalezienie piaszczystej plaży jest nie lada wyczynem, żeby nie powiedzieć, że graniczy z cudem. Tutaj, podobnie jak w Tunezji czy Egipcie wydaje się to normą. Praktycznie cała wyspa jest usłana bajecznymi plażami z pięknym jasnym piaseczkiem, dzięki czemu woda ma przecudownie lazurowy odcień. Dodajmy do tego idealną temperaturę wody wahającą się między 25 a 28 stopni (oficjalne dane ze strony internetowej) i mamy gotowy przepis na pełen relaks.

Sardynia jest wyjątkowa również pod względem architektury i tradycyjnego podejścia do budownictwa. Nawet w miastach nie znajdziemy wieżowców czy wielkich hoteli. Choć raczej powinienem powiedzieć „wysokich”, bo niektóre hotele są ogromne, ale tutaj buduje się raczej w poziomie niż w pionie. I jest to właśnie spowodowane chęcią utrzymania architektury w symbiozie z naturą. Wiele domów, ale także wspomniane przeze mnie hotele są wkomponowane w krajobraz i nie zaburzają estetyki ukształtowania terenu. Myślę, że jest to bardzo unikalne podejście i szkoda, że inne rejony i kraje nie czerpią z tego przykładu. Z tych samych powodów na Sardynii nie autostrad. Jest nieco dróg szybkiego ruchu, ale dominują wąskie, kręte lokalne drogi. Ale opowiem o tym nieco później, w części poświęconej zwiedzaniu samochodem. A zatem, niska symbiotyczna z naturą zabudowa, dość specyficzna infrastruktura drogowa i permanentne problemy z zasięgiem komórkowym i internetem składają się na obraz wyspiarskiej spokojnej społeczności, bez zbędnego pośpiechu (lokalnych kierowców to nie dotyczy, ale o tym też później), gdzie ludzie dożywają sędziwego wieku. Na Sardynii jest wyjątkowo wielu 100-latków. Niewątpliwie sekret tkwi właśnie w spokojnym trybie życia, prostej diecie opartej na naturalnych produktach (np. ser pecorino z mleka szczęśliwych owieczek), słońcu, które świeci przez 300 dni w roku i więzach rodzinnych. Tak sobie teraz myślę, że w Polsce to mi zostały tylko więzy rodzinne, bo o resztę raczej trudno...

A propos słońca – kiedy przylecieliśmy na miejsce doznałem lekkiego szoku. Przez pierwsze półtora dnia niebo było zachmurzone i padało!!! OK, przesadzam, kropiło (momentami nieco mocniej), ale i tak – mówimy tu o szczycie sezonu, końcówka lipca, a tu pogoda, jakiej można by się spodziewać może pod koniec września lub w październiku. Ale nie ma tego złego... albo jak Anglicy by powiedzieli, to było „Blessing in diguise” [Szczęście w nieszczęściu]. Jako nieuleczalny optymista zawsze staram się widzieć pozytywy. I tutaj nie było trudno takowe znaleźć. Pochmurna pogoda dała nam nieco czasu na aklimatyzację i przygotowała nas do znacznie wyższych temperatur (choć mimo chmur, temperatura oscylowała w granicach 28-30 stopni). Co więcej, mieliśmy okazję pływać w morzu podczas deszczu, co uważam za bardzo ciekawe doświadczenie.

Tutaj zrobimy krótką pauzę.

Jutro ciąg dalszy!








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Malmö 2023 - cz. 2

Malmö cz. 2 (nieco długa, ale ostatnia – z wieloma praktycznymi informacjami) W pierwszym poście skupiłem się na Kopenhadze, ale teraz prz...

Popularne