poniedziałek, 8 lipca 2024

Rowerem wzdłuż Odry do Świnoujścia cz. 1

Kolejna coroczna wyprawa rowerowa za nami.

Wielu znajomych fanów turystyki rowerowej polecało trasę wzdłuż Nysy i Odry, głównie ze względu na świetnie przygotowane ścieżki rowerowe (po niemieckiej stronie) i dość płaskie ukształtowanie terenu, co wydaje się eliminować mordercze górskie podjazdy.

Oryginalny plan zakładał przejechanie ze Zgorzelca do Świnoujścia, ale to ponad 460 km, więc przyjmując rozsądne 120 km dziennie, potrzebujemy co najmniej 4 dni, a jak pogoda nie sprzyja to i więcej. Niestety ani mój kompan podróży Mariusz, ani ja nie byliśmy gotowi zostawić na tyle naszych kochanych Żon (wcale nie chodzi o dni wolne w pracy...), więc szukałem alternatywy na max 3 dni. (Spoiler alert! Mariusza spotkał się z żoną Małgorzata w Świnoujściu, bo jednak bie mógł wytrzymać rozłąki). Ewa Ewa, ja też tęskniłem, ale byłem twardy 🤗

Koniec dygresji. Zorganizowaanie takiej wycieczki okazało się to nie lada wyzwaniem. Bo na "start" musimy dotrzeć pociagiem, a nie ma za dużo bezpośrednich połączeń kolejowych do miast na trasie wzdłuż Odry. Jak już są, to nie jest tak łatwo dostać bilet na rower, bo takie miejscówki są mocno limitowane. Ale udało się. Ostatecznie padło na Rzepin, ok. 20 km od przejścia granicznego we Frankfurcie nad Odrą. 

Trasa zakładała między 280 a 320 km. Rozrzut dość duży, ale nie wiedziałem którędy objedziemy Zalew Szczeciński, no i po drodze planowaliśmy w paru miejsca odbić z trasy i coś zobaczyć. Ostatecznie wyszło sporo więcej, ale o tym ma końcu. 
Piątek rano, o 9:00 wysiadamy z pociągu w Rzepinie. Na właściwą trasę wpadamy właśnie we Frankfurcie i niemal od razu zachwyca nas równiutka asfaltowa ścieżka poprowadzona wałem. Bałem się, że to zbyt piękne żeby mogło trwać, ale trwało i to przez znaczną część trasy.

Nie oznacza to jednak, że trasa jest monotonna. Krajobraz się zmienia i co jakiś czas podziwiamy kolejne urocze wioskibi miasteczka. 

Po drodze wpadamy do Kostrzynia (granicę przekraczamy wielokrotnie), a następnie lunch i uzupełnienie płynów w uroczej niemieckiej knajpce nad rzeką. 
Następnie nieco odbijamy na polską stronę Cedyni, aby odwiedzić najdalej wysunięty na zachód punkt Polski. 
W nogach mamy już ok.120 km i oryginalnie planowaliśmy nocleg w tej okolicy, ale godzina młoda, pogoda dopisuje i siły są, więc lecimy dalej. Znalazłem na bookingu przyjemny zajazd pod Gryfinem. Jednak żeby coś zjeść wieczorem przed zamknięciem kuchni musieliśmy ostatnie kilometry nieco przycisnąć. Daliśmy radę. Czuję się jak kolarz Tour de France, który po wyczerpującym kilkugodzinnym wyścigu musi jeszcze wycisnąć resztki sił na finiszu. Oczywiście żartuję z tego porównania, prawdziwi kolarze golą nogi, ja jeszcze do tego nie dojrzałem...
Pierwszy dzień kończymy przed 20:30 przejechawszy 190 km. 

Tutaj muszę zrobić pauzę. Myślałem że wrzucę wszystko w jednego posta, ale jest tego za dużo. 
Ciag dalszy już jutro!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nowegia kamperem – część 5 – ostatnia

Dziękuję wszystkim za pozytywny odzew i mobilizowanie mnie do dalszego pisania. Zanim przejdę do obiecanego podsumowania, kilka słów o ostat...

Popularne