środa, 21 sierpnia 2024

Norwegia kamperem – część 4

Witam wytrwałych, którzy chcą czytać dalej. Planuję, aby był to przedostatni post z tej serii. 

Wspomniałem już o ogromnej ilości tuneli – jest ich w Norwegii ponad 1200. Co najmniej tyle samo jest wodospadów. Sami z siebie się śmialiśmy, bo na początku zachwycaliśmy się każdą, nawet niewielką strużką opadającą z mijanego zbocza. Z czasem, większość nie robiła już takiego wrażenia. Było jednak kilka wyjątków. Mi szczególnie utkwiły w pamięci dwa z napotkanych na trasie. Przepiękny Tvindefossen, choć na pewno nie jest rekordzistą pod względem rozmiarów, to jest wyjątkowo uroczy, pewnie za sprawą otoczenia i swojej łagodnej natury, zadziwiająco cichej i spokojnej. Nieco na uboczu, wśród zieleni, leniwie spływający po krągłościach skał. Nie można tego powiedzieć o Låtefossen – bestii ryczącej tuż przy głównej drodze nr 13. Hektolitry wody opadające ze 165 m dwoma bliźniaczymi wodospadami, rozbijające się o podpory starego kamiennego mostu i zalewające jezdnię i przejeżdżające auta. Tutaj naprawdę czuć potęgę i piękno natury.

Z Låtefossen troszkę się pospieszyłem, bo zanim do niego dojedziemy odwiedzamy drugie co do wielkości miasto Norwegii, czyli Bergen. Przyjeżdżamy tam wczesnym popołudniem, więc mamy jeszcze czas pozwiedzać. Wyjątkowo pogoda nam dopisuje, bo Bergen nosi miano deszczowego miasta ze średnią 239 dni opadów w roku! Jest to rekordzistka w skali Europy! A my w ciągu dwóch dni spędzonych w tym mieście mieliśmy piękne słońce z upalną, jak na Norwegię, temperaturą dochodzącą do 23 stopni! 

Bergen, aka Bryggen, zostało zbudowane, podobnie jak Rzym, na siedmiu wzgórzach. Jedną z atrakcji jest wjazd kolejką Fløibanen (lub wejście) na jedno z tych wzgórz, z którego podziwiamy panoramę całej aglomeracji i portu. To tutaj też spróbowaliśmy m.in. burgera z łosia i hot-doga z renifera. Ponieważ siłą rzeczy musieliśmy trzymać budżet w ryzach, a Norwegia do tanich nie należy, z żalem przyznaję, że nie rozbijaliśmy się po restauracjach, w większości gotując w kamperze z produktów przywiezionych z Polski lub zakupionych w lokalnych supermarketach. Jest jednak sposób na tańsze zakupy spożywcze czy nawet próbowanie lokalnych przysmaków, ale o tym napiszę w podsumowaniu, w ostatnim poście.

Tutaj też rankiem przydarzył nam się nieprzyjemny incydent, mianowicie młody Norweg manewrujący na parkingu Teslą swojego taty postanowił zahaczyć naszego kampera, po czym stuknął jeszcze jedno  auto zaparkowane obok. Myślałem, że te samochody same jeżdżą i parkują (niestety, ku naszej zgubie, ten chłopak pewnie też tak myślał). No nic, zostało nam spisać oświadczenie (bo policja do takich parkingowych stłuczek nie przyjeżdża) i liczyć, że ubezpieczalnie to ogarną. Ja uzbrojony w niezawodną i uniwersalną srebrną taśmę wspiąłem się na wyżyny rękodzieła i pozlepiałem zderzak i światła, abyśmy mogli kontynuować podróż. Nie zepsuło nam to humorów, choć ja (mimo że normalnie lubię miasta), bez żalu opuszczałem Bergen i wyruszyłem odkrywać mniej zaludnione tereny tego kraju.   

Kolejnym punktem wartym wspomnienia jest magiczne szmaragdowe jeziorko Bonhusvatnet utworzone przez wodę spływającą z lodowca Folgefonna, którego jęzor widzimy między otaczającymi go szczytami. Trekking do niego trwa ok. godziny, lecz nie jest dość wymagający i na upartego można by wejść tam w klapkach i białych skarpetach, z reklamówką Biedronki (przyznam, że miałem taki pomysł na zdjęcie, ale zapomniałem rekwizytów). Nie zapomniałem natomiast zabrać kąpielówek, więc wykorzystałem przepiękne okoliczności przyrody i postanowiłem popływać. Nie wiem dokładnie ile stopni miała woda, ale wrażenia miałem bardzo podobne do tych podczas zimowych morsowań w skutym lodem stawie.

Następny przystanek do mała osada Odda (bo trudno nazwać ją miastem), gdzie odkrywamy kamień z runicznym grawerunkiem i logiem Netflix. Okazało się, że kręcono tutaj wiele scen do serialu Ragnarok, którego akcja rozgrywa się w fikcyjnym mieście Edda (bardzo zaszaleli ze zmianą nazwy miejscowości). Noc spędzamy nad pobliskim jeziorkiem z widokiem na wspomniany wcześniej lodowiec. 

W kolejnym, już najprawdopodobniej ostatnim wpisie, opowiem Wam o Oslo i pokuszę się o podsumowanie całej wyprawy włącznie z przybliżonymi kosztami i wypunktowaniem plusów i minusów kamperowania w Norwegii. 

Jeśli macie jakieś pytania lub przemyślenia to niezmienne zachęcam do pisania komentarzy.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nowegia kamperem – część 5 – ostatnia

Dziękuję wszystkim za pozytywny odzew i mobilizowanie mnie do dalszego pisania. Zanim przejdę do obiecanego podsumowania, kilka słów o ostat...

Popularne