W końcu udało nam się wyjechać na Wyspy Kanaryjskie. Padło na największą z nich – Teneryfę.
Pierwszy raz lecieliśmy lotem z przesiadką, co nie jest tym
samym co lot łączony – a ma to znaczenie (tanie linie takich połączeń nie
oferują), więc na początek chciałem się z Wami podzielić kilkoma moimi
przemyśleniami w tym temacie. Skorzystaliśmy z takiej opcji, bo paradoksalnie
często bilety na 2 loty będą tańsze niż na 1 lot bezpośredni. I tak było w tym
przypadku, gdy lecieliśmy na Teneryfę przez Londyn.
Niestety, oprócz oszczędności finansowej (czasem złudnej, bo
jak oszczędziliśmy zaledwie 200-300 zł na biletach, to może się okazać, że
wydamy co najmniej tyle na lotniskowe jedzenie i picie podczas kilkugodzinnego
czekania), to musimy być świadomi ryzyka, np. pierwszy lot może się opóźnić lub
natrafimy na długie kolejki do kontroli bezpieczeństwa – szczególnie na dużych
lotniskach, i nagle okaże się, że 2-3 godziny to za mało, żeby złapać kolejny
lot (a w tanich liniach nikt na ciebie nie poczeka).
Trzeba też pamiętać, że lotnisko pośrednie może mieć inne
regulacje. I tak, lecąc obecnie przez Wielką Brytanię, która nie jest już w UE
(w Schengen nigdy nie była), mimo że lecimy do innego kraju członkowskiego
musimy mieć paszport. Nie ukrywam, że wyleciało mi to z głowy i uświadomiono mi
to dopiero dzień przed wylotem, kiedy robiłem odprawę online. Na szczęście
pilnuję, żebyśmy mieli aktualne paszporty, ale muszę przyznać, że ciśnienie mi
skoczyło.
Czasem oczywiście nie mamy wyboru, bo brak bezpośrednich
połączeń z pobliskich lotnisk, ale tylko uczulam, żeby sobie rozważyć wszystkie
za i przeciw.
Zanim przejdę dalej muszę wspomnieć o przemiłej
niespodziance jaka mnie spotkała podczas wyjazdu. Po tym jak wrzuciłem na Fb swoje
zdjęcie ze szczytu wulkanu, odezwała się do mnie moja była kursantka Kasia,
która od ponad 2 lat mieszka na Teneryfie ze swoim mężem Arturem (jego również
miałem przyjemność uczyć angielskiego). Spotkaliśmy się na ciacho w uroczej
kawiarni z widokiem za milion dolarów – sami raczej byśmy tam nie trafili.
Niestety było to już w ostatni dzień naszego pobytu, więc za późno, żeby
skorzystać z doświadczeń i wskazówek Kasi i Artura, ale wykorzystam tą wiedzę i
podzielę się nią z wami w dalszej części mojego opisu.
Gdzie nocować?
Decydując się na podróż na Teneryfę możemy stanąć przed
dylematem w której części najlepiej się zatrzymać. Mimo że wydaje się
stosunkowo nieduża (powierzchnia ok. 2000 km2, co stanowi zaledwie 1/10
powierzchni woj. dolnośląskiego), to oferuje bardzo zróżnicowany klimat,
szczególnie jeśli porównamy północ i południe. Sprawcą takiej sytuacji jest
dominujący nad wyspą potężny wulkan Teide (przez w/w znajomych pieszczotliwie
nazywany „Tadeuszem”). To on swoim „cieliskiem” zatrzymuje chmury z jednej
strony wyspy, przez co północ jest bardziej zielona i wilgotna, z nieco
kapryśną aurą, natomiast południe suche i gorące z wypalonymi przez
nieskrępowane słońce terenami.
My, bardziej przez względy ekonomiczne, mieliśmy hotel na
północy w mieście Puerto de la Cruz. Bo północ jest tańsza. Na południu
dominują drogie, luksusowe kurorty hotelowe oferujące piękne baseny pod palmami
i wydzielone plaże. Ani przez chwile nie żałowałem naszego wyboru. Może jedynie
wybrałbym lepszy hotel. Nasz, delikatnie mówiąc, pozostawiał trochę do
życzenia. Żeby poczuć się lepiej, musieliśmy sobie przypominać jak mało za
niego zapłaciliśmy… (bo naprawdę trafił nam się mega tanio).
Poza tym, Puerto de la Cruz jest bardzo przyjemnym miastem
oferującym dużo atrakcji za dnia i w nocy. Sprawdzi się również jako baza
wypadowa do najpopularniejszych atrakcji na wyspie. Jeśli ktoś woli jednak
opcję „all inclusive” z zamiarem spędzania większości czasu na plaży lub przy
basenie, to faktycznie południe może być lepszym wyborem.
Czym się poruszać?
Wiem, że na wyspie jest dość dobrze rozbudowana komunikacja
autobusowa, a bilet całodniowy kosztuje 10 euro, natomiast tygodniowy 50 euro.
Ale to cała moja wiedza na ten temat. My tradycyjnie wypożyczyliśmy auto i
powiem wam, że Teneryfa jest pod tym względem – przynajmniej w tym okresie - zaskakująco
tania. Jeśli dobrze pamiętam to tylko na Malcie parę lat temu na początku
listopada udało nam się wynająć auto jeszcze taniej. Tutaj całościowy koszt (z pełnym
ubezpieczeniem) na 6 dni wyniósł zaledwie niecałe 95 euro… We Włoszech to ciężko
za taką cenę wynająć na 1 dzień. Dodatkowo, wypożyczalnie na Teneryfie nie
wymagają posiadania karty kredytowej i nie blokują depozytu na karcie, co dla
wielu może być dodatkowym argumentem.
Co więcej, paliwo jest tańsze niż u nas. Średnio 1,30
euro/litr czyli sporo poniżej 6 zł. Uprzedzając wasze pytanie: Nie, nie przywiozłem
paliwa ze sobą – limity na płyny nadal obowiązują ☹.
Aaa, i parkingi w ogromnej większości są za darmo. Przy
okazji, białe linie – można parkować, niebieskie – max na 2 godziny, żółte –
tylko jak masz za dużo kasy na mandat i lubisz dreszczyk emocji pod tytułem: „Czy
już mi odholowali auto, czy jeszcze nie?”
Co można robić na Teneryfie?
Może zabrzmi to banalnie, ale każdy znajdzie coś dla siebie.
Jak już wspomniałem, można się wylegiwać na plażach i zażywać kąpieli w oceanie
(choć większość plaż jest naturalnie czarna z piaskiem pochodzenia
wulkanicznego, to są ze trzy gdzie specjalnie dla wymagających turystów nawieziono
żółciutkiego piaseczku. Gdyby nie palmy, ciepła i pięknie błękitna woda,
czystość, niskie ceny i brak parawanów, normalnie pomyślałbym, że jestem nad Bałtykiem).
Na początku maja temperatura wody wynosi ok. 20-21 st., nawet zimą nie spada
poniżej 19.
Można uprawiać trekking. Jest mnóstwo tras na piesze
wędrówki po lasach, wąwozach czy na wulkany. Można latać na paralotniach, surfować,
nurkować (np. z instruktorem Arturem), robić formę biegając lub jeżdżąc rowerem
po morderczych podjazdach, grać w golfa na przepięknym polu golfowym nad
oceanem w Buenavista, lub spędzić cały dzień w największym parku wodnym Europy
Siam Park.
A można też, tak jak my, po prostu wozić tyłki autkiem i odwiedzać
najpopularniejsze atrakcje wyspy licząc, że faktycznie są warte zobaczenia. I o
tym będzie następna część, gdzie opiszę co dokładnie widzieliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz