środa, 8 maja 2024

Teneryfa 2024 - cz. 1

W końcu udało nam się wyjechać na Wyspy Kanaryjskie. Padło na największą z nich – Teneryfę.

Pierwszy raz lecieliśmy lotem z przesiadką, co nie jest tym samym co lot łączony – a ma to znaczenie (tanie linie takich połączeń nie oferują), więc na początek chciałem się z Wami podzielić kilkoma moimi przemyśleniami w tym temacie. Skorzystaliśmy z takiej opcji, bo paradoksalnie często bilety na 2 loty będą tańsze niż na 1 lot bezpośredni. I tak było w tym przypadku, gdy lecieliśmy na Teneryfę przez Londyn.

Niestety, oprócz oszczędności finansowej (czasem złudnej, bo jak oszczędziliśmy zaledwie 200-300 zł na biletach, to może się okazać, że wydamy co najmniej tyle na lotniskowe jedzenie i picie podczas kilkugodzinnego czekania), to musimy być świadomi ryzyka, np. pierwszy lot może się opóźnić lub natrafimy na długie kolejki do kontroli bezpieczeństwa – szczególnie na dużych lotniskach, i nagle okaże się, że 2-3 godziny to za mało, żeby złapać kolejny lot (a w tanich liniach nikt na ciebie nie poczeka).

Trzeba też pamiętać, że lotnisko pośrednie może mieć inne regulacje. I tak, lecąc obecnie przez Wielką Brytanię, która nie jest już w UE (w Schengen nigdy nie była), mimo że lecimy do innego kraju członkowskiego musimy mieć paszport. Nie ukrywam, że wyleciało mi to z głowy i uświadomiono mi to dopiero dzień przed wylotem, kiedy robiłem odprawę online. Na szczęście pilnuję, żebyśmy mieli aktualne paszporty, ale muszę przyznać, że ciśnienie mi skoczyło.

Czasem oczywiście nie mamy wyboru, bo brak bezpośrednich połączeń z pobliskich lotnisk, ale tylko uczulam, żeby sobie rozważyć wszystkie za i przeciw.

Zanim przejdę dalej muszę wspomnieć o przemiłej niespodziance jaka mnie spotkała podczas wyjazdu. Po tym jak wrzuciłem na Fb swoje zdjęcie ze szczytu wulkanu, odezwała się do mnie moja była kursantka Kasia, która od ponad 2 lat mieszka na Teneryfie ze swoim mężem Arturem (jego również miałem przyjemność uczyć angielskiego). Spotkaliśmy się na ciacho w uroczej kawiarni z widokiem za milion dolarów – sami raczej byśmy tam nie trafili. Niestety było to już w ostatni dzień naszego pobytu, więc za późno, żeby skorzystać z doświadczeń i wskazówek Kasi i Artura, ale wykorzystam tą wiedzę i podzielę się nią z wami w dalszej części mojego opisu.


Gdzie nocować?

Decydując się na podróż na Teneryfę możemy stanąć przed dylematem w której części najlepiej się zatrzymać. Mimo że wydaje się stosunkowo nieduża (powierzchnia ok. 2000 km2, co stanowi zaledwie 1/10 powierzchni woj. dolnośląskiego), to oferuje bardzo zróżnicowany klimat, szczególnie jeśli porównamy północ i południe. Sprawcą takiej sytuacji jest dominujący nad wyspą potężny wulkan Teide (przez w/w znajomych pieszczotliwie nazywany „Tadeuszem”). To on swoim „cieliskiem” zatrzymuje chmury z jednej strony wyspy, przez co północ jest bardziej zielona i wilgotna, z nieco kapryśną aurą, natomiast południe suche i gorące z wypalonymi przez nieskrępowane słońce terenami.

My, bardziej przez względy ekonomiczne, mieliśmy hotel na północy w mieście Puerto de la Cruz. Bo północ jest tańsza. Na południu dominują drogie, luksusowe kurorty hotelowe oferujące piękne baseny pod palmami i wydzielone plaże. Ani przez chwile nie żałowałem naszego wyboru. Może jedynie wybrałbym lepszy hotel. Nasz, delikatnie mówiąc, pozostawiał trochę do życzenia. Żeby poczuć się lepiej, musieliśmy sobie przypominać jak mało za niego zapłaciliśmy… (bo naprawdę trafił nam się mega tanio).

Poza tym, Puerto de la Cruz jest bardzo przyjemnym miastem oferującym dużo atrakcji za dnia i w nocy. Sprawdzi się również jako baza wypadowa do najpopularniejszych atrakcji na wyspie. Jeśli ktoś woli jednak opcję „all inclusive” z zamiarem spędzania większości czasu na plaży lub przy basenie, to faktycznie południe może być lepszym wyborem.

 

Czym się poruszać?

Wiem, że na wyspie jest dość dobrze rozbudowana komunikacja autobusowa, a bilet całodniowy kosztuje 10 euro, natomiast tygodniowy 50 euro. Ale to cała moja wiedza na ten temat. My tradycyjnie wypożyczyliśmy auto i powiem wam, że Teneryfa jest pod tym względem – przynajmniej w tym okresie - zaskakująco tania. Jeśli dobrze pamiętam to tylko na Malcie parę lat temu na początku listopada udało nam się wynająć auto jeszcze taniej. Tutaj całościowy koszt (z pełnym ubezpieczeniem) na 6 dni wyniósł zaledwie niecałe 95 euro… We Włoszech to ciężko za taką cenę wynająć na 1 dzień. Dodatkowo, wypożyczalnie na Teneryfie nie wymagają posiadania karty kredytowej i nie blokują depozytu na karcie, co dla wielu może być dodatkowym argumentem.

Co więcej, paliwo jest tańsze niż u nas. Średnio 1,30 euro/litr czyli sporo poniżej 6 zł. Uprzedzając wasze pytanie: Nie, nie przywiozłem paliwa ze sobą – limity na płyny nadal obowiązują .

Aaa, i parkingi w ogromnej większości są za darmo. Przy okazji, białe linie – można parkować, niebieskie – max na 2 godziny, żółte – tylko jak masz za dużo kasy na mandat i lubisz dreszczyk emocji pod tytułem: „Czy już mi odholowali auto, czy jeszcze nie?”

 

Co można robić na Teneryfie?

Może zabrzmi to banalnie, ale każdy znajdzie coś dla siebie. Jak już wspomniałem, można się wylegiwać na plażach i zażywać kąpieli w oceanie (choć większość plaż jest naturalnie czarna z piaskiem pochodzenia wulkanicznego, to są ze trzy gdzie specjalnie dla wymagających turystów nawieziono żółciutkiego piaseczku. Gdyby nie palmy, ciepła i pięknie błękitna woda, czystość, niskie ceny i brak parawanów, normalnie pomyślałbym, że jestem nad Bałtykiem). Na początku maja temperatura wody wynosi ok. 20-21 st., nawet zimą nie spada poniżej 19.

Można uprawiać trekking. Jest mnóstwo tras na piesze wędrówki po lasach, wąwozach czy na wulkany. Można latać na paralotniach, surfować, nurkować (np. z instruktorem Arturem), robić formę biegając lub jeżdżąc rowerem po morderczych podjazdach, grać w golfa na przepięknym polu golfowym nad oceanem w Buenavista, lub spędzić cały dzień w największym parku wodnym Europy Siam Park.

A można też, tak jak my, po prostu wozić tyłki autkiem i odwiedzać najpopularniejsze atrakcje wyspy licząc, że faktycznie są warte zobaczenia. I o tym będzie następna część, gdzie opiszę co dokładnie widzieliśmy.  













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nowegia kamperem – część 5 – ostatnia

Dziękuję wszystkim za pozytywny odzew i mobilizowanie mnie do dalszego pisania. Zanim przejdę do obiecanego podsumowania, kilka słów o ostat...

Popularne