niedziela, 6 sierpnia 2023

Rejs wycieczkowcem cz. 1

Marzyliście kiedyś o rejsie statkiem wycieczkowym? A może myślicie, że to zupełnie nie dla Was? Zapraszam do lektury – w kilku odcinkach przedstawię nasze odczucia po tygodniowym rejsie na potężnym wycieczkowcu MSC Seaview po Morzu Śródziemnym.

Osiem krajów w osiem dni, czyli testujemy wytrzymałość rodzinki

Wróciliśmy właśnie z cudownego urlopu i siadam szybciutko do pisania, żeby podzielić się naszymi wrażeniami. A wrażeń nie brakowało!

Zawsze staramy się zaplanować na wakacje coś nowego (wprawdzie morze kochamy i ten element wakacji letnich pozostaje niezmienny, ale plażowanie godzinami już odpada). Cztery lata temu byliśmy na przecudownych wakacjach na wodzie, gdzie małym jachtem żeglowaliśmy między greckimi wysepkami na Morzu Jońskim (możecie o tym poczytać na moim blogu i Fb). Być może to właśnie wtedy zrodził się pomysł, żeby kiedyś spróbować rejsu na luksusowym wycieczkowcu. Lecz sami nie byliśmy pewni czy nam to będzie odpowiadać. Szczególnie, że krąży wiele stereotypów i obaw, np.: że to tylko dla emerytów grających wieczorami w bingo, lub że będzie strasznie kołysać i cały rejs spędzimy nad miską, lub że zanudzimy się na śmierć i nabawimy klaustrofobii uwięzieni na statku, lub że to potwornie drogie i na pewno nas nie stać…  

Na szczęście, postanowiliśmy się przekonać i ruszyliśmy w niezapomnianą podróż. Mam nadzieję w moim opisie odnieść się to tych i innych stereotypów i albo je obalić albo potwierdzić.

Założenie większości takich rejsów jest takie, że każdego ranka statek przypływa do innego portu, chętni schodzą na ląd pozwiedzać dane miasto i popołudniu lub wczesnym wieczorem wypływa w dalszą podróż. W jeden dzień nie zawija do żadnego portu i mamy czas korzystać ze wszystkich udogodnień na statku.

Nasz rejs obejmował następującą trasę: Genua (IT) -> La Spezia (IT) -> Civitavecchia-Rzym (IT) -> Palma de Mallorka (ES) -> Barcelona (ES) -> Cannes (FR) -> Genua (IT).

Ale najpierw musimy dostać się do Genui. Mimo że trasa wynosi prawie 1400 km, postanowiliśmy dojechać autem, zatrzymując się po drodze na kilka dni w Monachium u mojej wspaniałej Szwagierki (dzięki, Asia, za gościnę! 😊).  

(Tutaj muszę zdradzić, że w tym poście jeszcze o samym rejsie nie poczytacie za dużo, bo po drodze widzieliśmy jeszcze tyle pięknych miejsc).

Stolicę Bawarii odwiedzaliśmy już wcześniej kilkukrotnie (w tym podczas słynnego Oktoberfest) i to miasto zawsze mi się podobało. Teraz też, choć niestety widzę zmiany niekoniecznie na lepsze. Mam tu na myśli np. kulturę jazdy czy parkowanie. Kiedyś fascynowało mnie jak kierowcy nawet na 3-pasmowej jezdni grzecznie jadą zgodnie z ograniczeniem prędkości, trzymając się prawego pasa, a parkując nie zostawiają po metrze z przodu i tyłu auta. Teraz już tak pięknie nie jest. Tylko nie wiem czy to Niemcy napatrzyli się jak my jeździmy, czy to nie Niemcy prowadzą te auta.

Ale do rzeczy – bo to przecież ma być o podróżowaniu i zwiedzaniu. W samym mieście jest mnóstwo ciekawych miejsc do odwiedzenia. Na przykład świetne Muzeum BMW, nie tylko dla fanów marki. Ale największy hit to coś o czym na pewno niewielu z was słyszało: surfowanie w centrum miasta!!!

Przy Englische Garten jest mostek pod którym przepływa rwący potok Eisbach i uskok spiętrzający wodę, tworzący idealną falę, którą doświadczeni surferzy próbują ujeżdżać. Spektakl zapierający dech w piersiach!

W upalny dzień park ten zamienia się w miejską plażę, a plażowicze szukający ochłody i dodatkowych wrażeń wskakują do rwącej rzeki i płyną w dół przez cały park, czasem nawet z 2 kilometry, a po wyjściu z wody, wskakują do komunikacji miejskiej, żeby wrócić na miejsce plażowania. Komiczny widok tramwaju pełnego mokrych golasów w centrum miasta.

W stosunkowo niedalekiej odległości od Monachium, w południowej Bawarii cudnie zielonej i górzystej, znajdziemy przepiękny zamek Neuschwanstein. Normalnie wprost wyjęty z bajki Disney’a (choć raczej jest na odwrót, bo to ponoć studio filmowe inspirowało się tym zamkiem podczas projektowania zamku dla Śpiącej Królewny). Co ciekawe, mimo że wygląda na leciwy, budowę rozpoczęto zaledwie 150 lat temu dla króla bawarskiego Ludwika II. Swoją drogą, ciekawy jegomość, znany również jako Ludwik Szalony lub Bajkowy Król (te przydomki dużo o nim mówią).

Przy okazji, kolejny raz walczę ze sobą i wychodzę ze swojej strefy komfortu wchodząc na wąski mostek rozciągnięty kilkadziesiąt metrów nad urwiskiem, żeby zobaczyć zameczek z najlepszej perspektywy. Podczas tego urlopu jeszcze wiele razy będę się mierzył z moim lękiem wysokości 😊

Pora zmierzać w kierunku portu. Po drodze przejeżdżamy przez Szwajcarię (pamiętajmy, że mimo położenia niemal w środku Europy, Szwajcaria nie należy do Unii Europejskiej, więc korzystanie z telefonu i transmisji danych jest bardzo kosztowne). Pierwszy raz odwiedzam ten kraj kojarzący się większości Polaków tylko z zegarkami, czekoladą i kredytami hipotecznymi. Muszę powiedzieć, że od razu urzekł mnie pięknymi widokami. Teraz nie mamy czasu, ale z Ewą decydujemy, że w drodze powrotnej koniecznie musimy się tu zatrzymać, więc do tematu jeszcze wrócę.

Na zachętę dorzucam kilka zdjęć statku i w kolejnym poście będzie już o właściwej części wakacji.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Malmö 2023 - cz. 2

Malmö cz. 2 (nieco długa, ale ostatnia – z wieloma praktycznymi informacjami) W pierwszym poście skupiłem się na Kopenhadze, ale teraz prz...

Popularne