niedziela, 3 lipca 2022

Apulia - Włochy cz. 1

 Apulia – Włochy

Czerwiec 2022 był wyjątkowo upalny w Polsce, szczególnie na Dolnym Śląsku, więc szukając nieco ochłody postanowiliśmy odwiedzić południowe Włochy…

Apulia, ze swoją stolicą w Bari, to region położony na „obcasie buta” i zdecydowanie różni się od innych części Italii, które mieliśmy okazję odwiedzić.

Bari jest dość popularnym celem podróży nie tylko ze względu na swoje walory … ale również dzięki dość gęstej siatce regularnych połączeń, w tym z Wrocławia. Znaliśmy Bari ze zdjęć i opowiadań znajomych, więc gdy wpadł mi w oko niedrogi lot, długo się nie zastanawialiśmy. Czy termin pod koniec czerwca był dobrym wyborem? O tym nieco później.

Z informacji praktycznych: lotnisko znajduje się stosunkowo blisko centrum, więc dotarcie do miasta zajmuje niedużo czasu i jest niedrogie. W „normalnych” godzinach można się dostać komunikacją publiczną (autobus lub pociąg). My wylądowaliśmy koło północy, więc jedyna opcja to taksówka, z tzw. flat rate 25 euro. O transporcie publicznym chciałbym Wam napisać nieco więcej, ale mam wrażenie, że Włosi postawili sobie za nadrzędny cel, żeby jak najskuteczniej zniechęcić do komunikacji miejskiej. Gdyby to była dyscyplina olimpijska, mieliby ode mnie złoty medal. Mnie szlag trafił po niecałych dwóch godzinach. Weźcie proszę poprawkę, że to może po prostu ja jestem już za stary, za wygodny, zbyt niecierpliwy… Ale kiedy wyzwaniem jest trafić na odpowiedni peron, zakup biletu, czy rozeznanie się który autobus dokąd jedzie, nagle okazuje się, że wysoka cena za wypożyczenie auta wcale już mi tak nie przeszkadza.

Swoją drogą, faktycznie udało mi się znaleźć auto nieco taniej niż jak szukałem jeszcze dwa dni przed przylotem. Co ciekawe, chociaż jest kilka wypożyczalni w mieście, to najlepszą ofertę cenową znalazłem na lotnisku. Na pewno nie żałuję wyboru, bo w ciągu 4 dni zrobiliśmy autem blisko 550 km i udało nam się zobaczyć sporą część Apulii. Próba zrobienia tego transportem publicznych nieuchronnie skończyłaby się w najlepszym wypadku utratą resztki moich włosów.

Przy okazji nie mogę nie wspomnieć o tym jak się tutaj jeździ (choć w dużej mierze to chyba wspólna cecha większości południowych krajów). Mam wrażenie, że zasady ruchu drogowego, w tym ograniczenia prędkości czy nawet światła drogowe, to tylko luźna sugestia, taka rekomendacja. W Polsce uczymy się ograniczonego zaufania do innych uczestników drogi. Tam powinniśmy pamiętać o całkowitym braku zaufania do innych. Jedź (i przechodź przez drogę) tak, jakby każdy chciał cię rozjechać. To że masz zielone światło o niczym nie świadczy.

Jakość dróg też pozostawia wiele do życzenia. Najlepiej niech świadczy o tym fakt, że w dość nowym aucie (ledwie 31 tyś. km przebiegu) zawieszenie było wytłuczone jak w 40-letnim Trabancie. Z Bari do większości miejsc, o których Wam napiszę prowadzą drogi szybkiego ruchu i autostrady (obie nazwy mocno na wyrost). Wspominałem o tym przy okazji opisu Sardynii, ale nadal mnie to zaskakuje: na ichniejszej dwupasmowej autostradzie obowiązuje ograniczenie prędkości do 90 km/h, przy czym na pozostałych drogach poza miastem, czasami tak wąskich, że nietrudno urwać lusterka, obowiązuje 70 km/h. Ot, taka logika. Ale jak już wspominałem i tak Włosi nie specjalnie przejmują się tymi liczbami. Ja oczywiście starałem się jeździć zgodnie z przepisami, ale jak to mówią „jeśli wlazłeś między wrony, musisz krakać jak i one”, więc z każdym dniem zaczynałem dostosowywać się do lokalnego stylu. Jeszcze kilka dni i jeździł bym 140 km/h z jedną ręką za oknem, z drugą na klaksonie.

Dobra, trochę ponarzekałem, trochę się pożaliłem, przez co możecie odnieść wrażenie, że mi się nie podobało. Nic podobnego. Jest to fantastyczne miejsce warte odwiedzenia. A te wszystkie drobiazgi tylko dodają specyficznego klimatu. Choć na początku miałem lekkie deja vu i bałem się, że nic mnie tu nie zaskoczy (zabudowa typowa dla miast śródziemnomorskich), to na szczęście byłem w błędzie i szybko odkryliśmy perełki unikatowe nawet na skalę światową.   

Tradycyjnie mocno się rozpisałem, a nic nie napisałem o zwiedzaniu. Zakończę ten post tylko krótką wzmianką o miejscowości, którą odwiedziliśmy na początek: Locorotondo. Zdecydowanie niedoceniane miejsce. Nawet większość przewodników po regionie traktuje je po macoszemu – wprawdzie wspomną, ale nie namawiają szczególnie do odwiedziń. A warto. O ile większość miast Apulii ma zabudowę kamienną w odcieniach beżu, Locorotondo zachwyca śnieżnobiałym kolorem fasad, pięknymi widokami ze starówki, która góruje nad otaczającymi stokami pokrytymi winoroślą i przede wszystkim ciszą i spokojem. Nie ma tu tłumów turystów. Wręcz można odnieść wrażenie, że miasto jest trochę zapomniane.

Tutaj robię pauzę, ale obiecuję, że ciąg dalszy nastąpi 😊    




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Malmö 2023 - cz. 2

Malmö cz. 2 (nieco długa, ale ostatnia – z wieloma praktycznymi informacjami) W pierwszym poście skupiłem się na Kopenhadze, ale teraz prz...

Popularne