czwartek, 16 września 2021

Santorini, Grecja 2021 - cz. 4

 

Nieodzownym dla mnie elementem zwiedzania i poznawania nowych miejsc jest smakowanie lokalnych przysmaków i próbowanie dań, których wcześniej nie jadłem. Ponieważ, jak już pisałem, miałem trochę okazji, żeby w Grecję się „wgryźć”, więc myślałem, że trudno będzie znaleźć coś nowego, ale udało się. Pierwszy raz spróbowałem na przykład favę – grecką pastę z żółtego łuskanego grochu. W konsystencji przypomina nieco hummus i jest zwykle podawana na zimno jako przystawka. Nam nie przypadła do gustu, ale wiele osób się nią zajada.

Na pewno warta spróbowania jest moussaka – zapiekanka trochę przypominająca lasagne, ale bez makaronu. Główne składniki to bakłażan, ziemniaki, mięso mielone i sos beszamelowy oraz ser. Ale numerem 1 są zdecydowanie souvlaki, czyli mięso wieprzowe lub drobiowe opiekane na ruszcie w formie szaszłyków. Podawane po prostu z sosem tzatziki i frytkami lub w bułce typu pita.

I właśnie pitę souvlaki lub pitę gyros (tutaj zamiast wieprzowinki ściągniętej z patyczków mamy mięso ścinane cienko jak do tureckiego kebaba) mógłbym jeść 3 razy dziennie. Delikatne mięsko w akompaniamencie soczystego pomidorka dojrzewającego na skąpanych greckim słońcem polach, z kilkoma piórkami czerwonej cebuli, przykryte kołderką jogurtowego sosu tzatziki z drobno posiekanym ogórkiem flirtującym z wyrazistym czosnkiem, a wszystko zawinięte w rożek puszystym pszennym placuszkiem i udekorowane kilkoma złocącymi się frytkami... Właśnie przeczytałem co napisałem i widzę, że nieźle mnie poniosło... Ale to proste (i w większości tanie) danie jest naprawdę genialne. Nie wiem jak Wy, ale ja zgłodniałem i właśnie sobie zrobiłem przerwę na małą przekąskę.

Jeśli nigdy wcześniej nie próbowaliście ośmiornicy czy kalmarów, to polecam zrobić to właśnie w Grecji (lub innym miejscu gdzie są dostępnie świeżo złowione, a nie mrożone). Wbrew powszechnemu przekonaniu, mięso ośmiornicy nie jest gumiaste, lecz kruche i delikatne. Oczywiście, pod warunkiem, że świeże i odpowiednio przyrządzone. W Polsce o to bardzo ciężko.

Jak już wcześniej wspomniałem, Santorini do najtańszych miejsc nie należy. Dotyczy to również restauracji, gdzie średnio za przystawkę musimy zapłacić 7-10 euro, a dania główne zaczynają się od 15 euro. Często na dzień dobry uraczą cię chlebem i wodą (prawie jak polska tradycja witania chlebem i solą), ale nie liczcie, że to dobroduszny gest – niechybnie i skrupulatnie doliczą to do końcowego rachunku. Jeśli nie chcemy przepłacać i chcemy mieć pewność odpowiedniej jakości, z pomocą przychodzi aplikacja TripAdvisor, gdzie możemy poczytać opinię i wybrać to co nam najbardziej odpowiada. Właśnie dzięki tej apce trafiliśmy do restauracji, której właścicielem jest Polak i który oferuje specjalny rabat dla rodaków. Miły gest, a jedzonko prawdziwie greckie i pyszne.

Wychwalaną już przeze mnie pitę można znaleźć praktycznie w każdym barze i w większości miejsc jest to niedrogie danie (już od 2,60 euro), a doskonale nadaje się na szybką przekąskę na lunch (jak i na drugie śniadanie, i trzecie śniadanie, i wczesny podwieczorek, i późny podwieczorek...) No co ja zrobię, że średnio co 2-3 godziny muszę coś zjeść.

Jeśli dopadł was tylko mały głód, to zajrzyjcie do piekarni i spróbujcie tiropites (zwaną również tiropitakia) – bułeczka na ciepło z ciasta filo z serem feta, najczęściej w formie trójkąta.

Z nowych rzeczy również miałem okazję jeść lody z dżemu (sic!) oliwkowego. Już oczami wyobraźni widzę co niektórych twarze powykręcane w odruchu obrzydzenia, ale zapewniam was, że to było bardzo smaczne.

Dla amatorów tradycyjnym polskich dań (żarcik) w miejscowości Fira jest też McDonald's. Nie zajrzeliśmy do niego i teraz trochę żałuje, bo jestem ciekawy czy wykorzystali w swoim menu lokalne produkty.

Prawie zapomniałem wspomnieć, że jest coś co wcale nie jest droższe niż w Polsce. Dzięki naszym decydentom (niby dbającym o nasze zdrowie), którzy wprowadzili tzw. podatek cukrowy, w konsekwencji czego napoje słodzone stały się niemal towarem luksusowym, cena Coca-Coli na Santorini mile nas zaskakuje. Lecz po co pić colę jak do gaszenia pragnienia idealnie nadaje się Frappe – kawa mrożona, którą Grecy piją hektolitrami. Jak widzisz tubylca bez kubka frappe w dłoni to znaczy, że albo właśnie skończył, albo idzie kupić. A jeśli wolicie kawę na gorąco, to koniecznie zamówcie „ellinikos kafes” (dosł. grecka kawa). U nas bardziej znana jako kawa po turecku – gotowana w specjalnym tygielku. Pychota.

O jedzeniu i piciu już chyba starczy, ale nie byłbym sobą gdybym nie napisał nic o języku. Ja oczywiście chciałem poćwiczyć mój zardzewiały (choć raczej powinienem napisać: zapomniany) grecki. Niestety, znajomość języka to nie jest jazda rowerem. Jak to mówią za wielką wodą: „Use it or lose it.” Jak nie używamy danego języka, nie ważne jak dobrze nim władaliśmy, po jakimś czasie ulecą z pamięci nawet najbardziej podstawowe słówka. Ja przed każdym wyjazdem próbuję albo poznać kilka najważniejszych zwrotów w danym języku, albo jak w tym przypadku, odświeżyć je sobie i zabłysnąć na miejscu. Najczęściej moje „błyszczenie” kończyło się już po przywitaniu, ale w dwóch przypadkach tak mi ładnie poszła wymiana uprzejmości i zapytanie o dany produkt, że ekspedientka przekonana, że ma przed sobą rodowitego Greka, zaczęła z prędkością karabinu maszynowego objaśniać szczegóły, a ja w panice wyłapując tylko pojedyncze słowa próbuję zrozumieć o czym ona do mnie rozmawia, po czym kapituluję i ku jej ogromnemu zdziwieniu przechodzimy na język angielski.

Tutaj miła niespodzianka, bo na Santorini wszyscy bardzo sprawnie władają językiem angielskim. W innych częściach Grecji możemy mieć większe problemy w komunikacji.

Z ciekawostek warto dodać, że w kranach leci lekko słona woda. Ze względu na ubogie zasoby słodkiej wody (pamiętacie? Tam praktycznie nigdy nie pada), do celów użytkowych wykorzystuje się odsoloną wodę morską. Generalnie zupełnie nie przeszkadza to podczas kąpieli czy nawet mycia zębów, ale nie nadaje się do picia (w przeciwieństwie do innych miejsc w Grecji, gdzie śmiało można pić wodę prosto z kranu).


Myślę, że na tym skończę opis tej wycieczki. Mam nadzieję, że tym co byli na Santorini odżyły wspomnienia, a pozostałym narobiłem smaka na odwiedzenie tej perły Cyklad, bo zdecydowanie warto.

Do usłyszenia po następnej podróży!




















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Teneryfa 2024 - cz. 1

W końcu udało nam się wyjechać na Wyspy Kanaryjskie. Padło na największą z nich – Teneryfę. Pierwszy raz lecieliśmy lotem z przesiadką, co...

Popularne