czwartek, 1 października 2020

Edynburg, Szkocja - cz. 1

 Chyba się zakochałem...

Może to tylko zauroczenie lub fascynacja, bo czy można mówić o miłości zaledwie po paru dniach znajomości? Ale na pewno jest to uczucie, którego nie potrafię zignorować i tak jak zakochany nastolatek chciałbym wykrzyczeć całemu światu co do niej czuję...
Tych, którzy zaczęli podejrzewać mnie o niewierność spieszę wyjaśnić, że nadal kocham moją drugą połówkę Ewcię ponad życie, a uczucie, które się we mnie zrodziło to miłość do … Szkocji.
Szkocja cz. 1
Ale po kolei. Wszystko zaczęło się w roku przedpandemicznym (nie wiem czy takie określenie już istnieje, czy właśnie je wymyśliłem, ale myślę, że świetnie charakteryzuje czasy sprzed 2020 roku), kiedy to moje pierworodne dziecię zapragnęło na swoje 15. urodziny prezentu w formie jakiegoś wyjazdu sam na sam ze swoim tatusiem, celem poznania nowego miejsca. Miód na moje uszy! Czyż można sobie wyobrazić coś cudowniejszego?
Po rozważeniu kilku opcji wybór padł na stolicę Szkocji – Edynburg. Ani ja, ani moja córeczka wcześniej tam nie byliśmy, lata tam z Wrocławia Ryanair i można trafić bilety w naprawdę fajnej cenie, a co najważniejsze mówią tam po angielsku, więc i Kasia będzie mogła się sprawdzić (choć zrozumienie szkockiego akcentu jest czasem nie lada wyzwaniem).
Niestety, wyjazd pierwotnie zaplanowany na marzec 2020 z przyczyn oczywistych nie mógł się odbyć. Pół roku później jednak się udało. Wróciliśmy cali i zdrowi, i już tradycyjnie chcę podzielić się z Wami moimi wrażeniami z odkrywania nowych miejsc (Spoiler alert! Wrażeniami jak najbardziej pozytywnymi).
Może zacznę od praktycznych informacji. Zakwaterowanie znaleźliśmy przez AirBnB – platformę, gdzie osoby prywatne wynajmują mieszkanie lub pokój. Edynburg do tanich nie należy i hotele dostępne na Booking.com były poza naszym budżetem. Szukając noclegów nie musimy kierować się bliskością do centrum, a jedynie bliskością do przystanków, ponieważ miasto jest dobrze skomunikowane. Bliskość lotniska również działa na korzyść – dojazd nie będzie ani za drogi ani zbyt czasochłonny.
Ponieważ planowaliśmy zobaczyć również co nieco poza miastem, zdecydowałem się wypożyczyć samochód. Wjazd do ścisłego centrum w dni robocze i sobotę nie jest dobrym pomysłem ze względu na kosmiczne ceny za parkingi (nawet ponad 4 funty za godzinę postoju). No i znalezienie wolnego miejsca nawet w niedzielę nie należy do najłatwiejszych. Dodajmy do tego przeciskanie się po wąskich zatłoczonych uliczkach jeżdżąc po „niewłaściwej” stronie ulicy i mieszanka gotowa.
Oczywiście żartuję pisząc „niewłaściwa strona ulicy”, ponieważ, nie wiem czy wiecie, ale to właśnie ruch lewostronny jest starszy, bardziej intuicyjny (ponoć) i jako taki był pierwotnie stosowany w większości krajów. Nawet w Krakowie jeszcze 100 lat temu pod zaborem austriackim obowiązywał ruch lewostronny. Słyszałem, że pierwsze zasady ruchu drogowego mają źródła jeszcze w średniowieczu, gdy rycerzom najczęściej praworęcznym łatwiej było wydobyć miecz i walczyć z potencjalnym napastnikiem mijając go z lewej strony.
Tym zgrabnym manewrem wprowadziłem wątek historyczny, bo właśnie historią stoi Edynburg. Na każdym kroku możemy wręcz dotknąć historii sięgającej XI wieku. Przepięknie utrzymane budynki, skwery i uliczki pozwalają choć na chwilę przenieść się w odległe czasy - trudne ale i fascynujące. Od słynnej Royal Mile (głównej ulicy prowadzącej od wzgórza zamkowego z dominującym nad miastem Edinburgh Castle aż do Holyrood Palace – miejscówki rodziny królewskiej podczas wizyt w stolicy Szkocji) odchodzą na boki liczne malutkie uliczki zwane Close. Jest ich ok. 70, a każda opowiada swoją własną historię związaną ze sławnymi osobami, a i nierzadko strasznymi i dramatycznymi wydarzeniami. A dowiedzieliśmy się tego wszystkiego od naszego przewodnika Rishi'ego. Znaleźliśmy go również poprzez wspomnianą wcześniej platformę AirBnB. Setki pozytywnych komentarzy oraz atrakcyjna cena 2,5 godzinnej wycieczki po Starym Mieście z ustnym komentarzem. Wycieczka miała być do 10 osób, ale ponieważ aktualnie turystów praktycznie nie ma, to okazało się, że mieliśmy przewodnika tylko dla naszej dwójki. Rishi jest świetną osobą z ogromną wiedzą i pasją. Również ani przez chwilę nie dał nam odczuć, że jest to dla niego jakikolwiek problem, że zamiast 10 turystów ma 2 (i tylko za 2 osoby dostał wynagrodzenie). Super gość, zdecydowanie polecam!
Oprócz średniowiecznych historii możemy też odkryć miejsca bardziej współczesne, jak na przykład The Elephant House – miejsce narodzin Harrego Pottera. Kawiarnia, gdzie J.K.Rowling, nie mając wystarczająco pieniędzy na ogrzanie własnego mieszkania, przesiadywała w chłodne dni pisząc pierwszą książkę o słynnym nastoletnim czarodzieju. Jest też Greyfriars Kirkyard - cmentarz noszący miano najbardziej nawiedzanej nekropolii świata. Większość opowiadań może zmrozić krew w żyłach, choć są i wzruszające historie, np. o psiaku Bobbym, który po śmierci swojego pana nie chciał odstąpić od jego grobu nawet w deszcz i mróz. Zbudowano mu szałas, a po śmierci pochowano na tym samym cmentarzu. Na pamiątkę zwierzaka tuż przy cmentarzu jest pub jego imienia i posąg, gdzie przechodnie pocierają nos Bobbiego licząc, że przyniesie to szczęście. Co właśnie mocno mnie zaskoczyło to duża ilość małych cmentarzyków rozsianych po całym mieście, z których wiele jest dosłownie pod samymi oknami mieszkań...
Edynburg zbudowano na dawnym wulkanie, przez co teren jest dość mocno zróżnicowany i w całej metropolii mamy 7 wzgórz. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się takiej różnicy wzniesień czasami między sąsiednimi ulicami. Oprócz centralnego punktu, jakim niewątpliwie jest wzgórze zamkowe, mamy też Calton Hill (nazwane Akropolem Północy) z obserwatorium miejskim, wieżą na cześć Nelsona i piękną panoramą miasta. Nieco dalej, lecz nadal w odległości do pokonania na pieszo, góruje nad stolicą Szkocji Athur's Seat. Pionowe kilkudziesięciometrowe ściany skalne robią wrażenie praktycznie z każdego miejsca. Krótka wspinaczka i podziwiamy zapierający dech w piersiach widok zarówno całego miasta jak i portu i przy dobrej pogodzie, nawet obiekty oddalone o kilkanaście kilometrów.
A propos pogody. Każdy chyba wie, że w Szkocji pogoda nie rozpieszcza. Częste deszcze, silny wiatr. Mówią, że często można tu doświadczyć 4 pór roku w ciągu jednego dnia. Nie wiem, może my trafiliśmy do innej Szkocji, albo po prostu jesteśmy w czepku urodzeni. Pogodę mieliśmy wymarzoną do zwiedzania. Z czterech dni, 3 dni były praktycznie bezchmurne, z pięknym słoneczkiem. Zamiast parasolek i płaszczy przeciwdeszczowych (które oczywiście przezornie zabraliśmy), bardziej przydałyby się okulary przeciwsłoneczne (których oczywiście nie mieliśmy). Wprawdzie temperatura rzędu 5-14 stopni nie pozwalała chodzić w krótkich rękawkach... Znowu będzie wtrącenie, bo nie pozwalała NAM, ponieważ Brytyjczycy, a raczej brytyjskie dzieci mają chyba inne poczucie zimna, bo niejednokrotnie widzieliśmy dzieciaki w krótkich spodenkach, lub w krótkim rękawku (wprawdzie „gile” wisiały im prawie do kolan, ale może to jest jakiś sposób na budowanie odporności). Choć moja córka, opatulona szalikiem, skwitowała to hasłem: „Chyba ich Bóg opuścił...”
To tyle na dzisiaj. Mam jeszcze tyle rzeczy, którymi chciałbym się z Wami podzielić, więc do usłyszenia!








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Malmö 2023 - cz. 2

Malmö cz. 2 (nieco długa, ale ostatnia – z wieloma praktycznymi informacjami) W pierwszym poście skupiłem się na Kopenhadze, ale teraz prz...

Popularne