niedziela, 16 sierpnia 2020

Grecja, Kreta w czasie pandemii - cz. 1

 Wakacje zagranicą w czasie pandemii cz. 1

Trochę przewrotnie zatytułowałem tego posta, ponieważ wiem, że wielu spośród moich znajomych nawet nie rozważa w aktualnej sytuacji wyjazdu poza granice naszego kraju ze strachu przed Covid-19 lub z obawy o konieczność kwarantanny lub niepewność jak naprawdę wyglądają takie wakacje w czasie pandemii. O ile nie chcę tu wypowiadać się na temat samego koronawirusa (choć ci, z którymi mam bezpośredni kontakt zapewne wiedzą, jaki mam do tego stosunek), to chciałbym Wam krótko opowiedzieć jak obecnie wyglądają wakacje all inclusive, czy jest bezpiecznie, czy jest taniej i czy faktycznie warto. Przy okazji, opowiem Wam co udało nam się zobaczyć na Krecie. Naturalnie liczę na Wasze komentarze, bo Kreta to bardzo popularna wakacyjna „destynacja” i wielu z Was tam było. Zresztą, to Wy też mnie inspirujecie podpowiadając miejsca warte odwiedzenia (tutaj szczególne podziękowania dla Tomka, Piotra i Agi).
Wakacje zarezerwowaliśmy w momencie, gdy Sars-COV-2 był jakimś egzotycznym tworem wykrytym w odległym Wuhan i nikt z nas nie przewidział, że może to w jakikolwiek sposób wpłynąć na nasze życie w centrum Europy, a jednak wpłynęło. Więc wybieraliśmy miejsce urlopu nie pod kątem bezpieczeństwa epidemicznego, ale naszych osobistych preferencji.
Chyba wszyscy moi znajomi wiedzą, że Grecja jest mi bardzo bliska. Miałem to szczęście spędzić w niej trochę czasu i odwiedzić kilka miejsc (kto nie czytał zapraszam do moich starszych postów), ale na Krecie wcześniej nie byliśmy. I to był wystarczająco dobry powód, żeby tam się udać. Założenie główne to było plażowanie + trochę zwiedzania. Ewa znalazła świetne miejsce (Agia Marina, koło Chanii). Dlaczego świetne? W Grecji bardzo ciężko o piaszczystą plażę. W ogromnej większości miejsc dominują plaże skaliste lub kamieniste, gdzie niezbędne jest specjalne obuwie chroniące przed kontaktem z ostrym kamieniem lub jeżowcem (osobiście mi nie przeszkadza, ale dla fanów Bałtyku to jeden z argumentów, dlaczego jeżdżą do Władysławowa, a nie do Grecji czy Chorwacji). Tutaj mamy idealnie piaszczystą plażę i dno, po którym możemy bezkarnie biegać i skakać bawiąc się z falami (OK, z tym „idealnie” to przesadziłem, bo są miejsca gdzie znajdziemy trochę kamieni typu otoczaki, ale naprawdę ciężko się przyczepić). A morze to bajka: cudowna temperatura wody rzędu 26 st. daje idealne ukojenie przy temperaturze powietrza 30 st. Z wody wychodzisz, bo się zmęczysz lub znudzisz, a nie dlatego, że zmarzniesz. Wiem, wiem... są twardziele, co w Bałtyku o temperaturze 18 stopni też popływają, ale cóż... ja twardzielem nie jestem. Poza tym, jest to niezłe miejsce wypadowe na zwiedzanie zachodniej części wyspy, ale o tym później.
Dodatkowo, po ogłoszeniu pandemii, okazało się, że Grecja to jeden z nielicznych krajów, do których można było wciąż polecieć (dopiero od zeszłego tygodnia jest możliwość lotów do innym popularnych krajów, jak np. Turcja). Wprawdzie wielu turystów zrezygnowało z wyjazdu i w związku z tym zamiast lotu z Wrocławia, mieliśmy opcje wylotu z Katowic lub Warszawy. Pewien dyskomfort, ale w pewnym sensie wynagrodzony. Mam na myśli brak tłumów. To niewątpliwy plus aktualnej sytuacji (plus dla nas, na pewno nie dla szeroko rozumianej branży turystycznej, w tym restauracji i hoteli). Ale my czuliśmy się, jakbyśmy byli poza sezonem, ale z pogodą z sezonu. Dotyczy to zarówno samego hotelu, plaży i basenu (mimo zmniejszonej ilości leżaków i parasoli nie trzeba wstawać i rezerwować o 4 rano, żeby mieć się później gdzie położyć...), ale również zwiedzania.
Oczywiście są i drobne minusy: konieczność noszenia maseczek zarówno na lotnisku, jak i podczas całego lotu oraz w komunikacji publicznej. Dochodzi więcej „papierologii” (przed przylotem do Grecji należy wypełnić specjalny formularz, podobnie w drodze powrotnej). Zasłaniać usta oraz nos trzeba również w sklepach i innych zamkniętych pomieszczeniach użyteczności publicznej. Na szczęście w hotelu nie, ale wszyscy z obsługi hotelowej dzielnie pracowali cały dzień w maseczkach i rękawiczkach. Żal mi ich i podziwiam za dyscyplinę. Nie podejrzewałem Greków - z ich na ogół wyluzowanym podejściem do życia - o tak rygorystyczne trzymanie się nakazów, ale widać, że okresowe zamrożenie turystyki dało im w kość i nie chcą ryzykować.
W hotelu największe różnice widać w restauracji. Nie mamy możliwości samodzielnego nakładania jedzenia. Jesteśmy od potraw oddzieleni szybą, a osoby z obsługi nakładają nam co sobie życzymy. Ja, z moim naturalnym optymizmem (lub skrzywieniem zawodowym – czytaj dalej) widzę pozytywy: mianowicie możemy poćwiczyć słówka związane z jedzeniem – czy to po angielsku czy po grecku. Oczywiście, dla tych co jednak nie chcą mówić – ćwiczymy paluszek wskazujący, ewentualnie dorzucając: „this, and this”. Napoje wszelkiej maści kelner z uśmiechem (tak myślę, bo przez maseczkę niewiele widać) przyniesie do stolika.
OK, to miał być krótki wstęp a wyszło jak zwykle. Ciąg dalszy nastąpi.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Malmö 2023 - cz. 2

Malmö cz. 2 (nieco długa, ale ostatnia – z wieloma praktycznymi informacjami) W pierwszym poście skupiłem się na Kopenhadze, ale teraz prz...

Popularne