wtorek, 1 października 2019

Hiszpania - cz. 1


Tytułem wstępu chciałem podziękować osobom, które wiedząc, że byłem z Ewą na kilka dni w Katalonii, oczekują, że napiszę o tym parę słów i tym mnie motywują do utworzenia niniejszego postu.
Zaznaczę, że był to nasz pierwszy pobyt w Hiszpanii, i choć krótki to intensywny. W cztery dni udało nam się zarówno pozwiedzać jak i zażyć kąpieli słonecznych i morskich. Koniec września to jeszcze dobra pora na urlop. Temperatura powietrza wynosi ok. 25-27ºC, a wody w morzu ok. 22-23ºC.
Zatrzymaliśmy się na wybrzeżu Costa Brava w jednym z nadmorskich kurortów Santa Susanna. Wybraliśmy to miejsce kierowani opiniami, że jest do dobra baza wypadowa do zwiedzania okolicznych atrakcji, w tym Barcelony, i to jest prawda. Natomiast, sama miejscowość, jak i większość jej podobnych na Costa Brava niczym szczególnym mnie nie zachwyciła. Nie wyczułem tu szczególnej atmosfery – po prostu hotel przy hotelu wzdłuż plaży i deptak ze sklepikami z chińszczyzną i barami. Są oczywiście wyjątki, ale o tym później.
Na pierwszy ogień zwiedzania poszła Barcelona. Sam dojazd (ok. 1h) już stanowi ciekawą atrakcję, gdyż trasa pociągu prowadzi wzdłuż wybrzeża, nieraz tuż przy samym morzu. Cena biletu w dwie strony to 10 euro.
Stolica Katalonii mnie urzekła. Lubię duże miasta i ta metropolia również utwierdziła mnie w mojej fascynacji. Ma wyjątkowy klimat – tętniące życiem ulice i place, gdzie obok tłumów turystów „lokalsi” prowadzą normalne życie idąc do pracy lub celebrują spotkanie ze znajomymi prowadząc głośne rozmowy. Lecz zaraz za rogiem możemy znaleźć jakby zupełnie inny świat: wąskie urokliwe uliczki i skwery, gdzie nie dochodzi zgiełk miasta i czas jakby się zatrzymał. No i parki, ze słynnym Parkiem Gűell na czele. Muszę przyznać, że zaskoczyło mnie to, że jest on położony tak wysoko i „góruje” nad miastem oferując piękną panoramę. Od najbliższej stacji metra prowadzi do niego bardzo stroma uliczka, co ciekawe, częściowo wyposażona w ruchome schody.
Park Gűell ma część ogólnie dostępną (bezpłatną) i część do której musimy wykupić bilet, i co gorsza z kilkudniowym wyprzedzeniem. Ilość biletów jest limitowana i na dzień przed już nam się nie udało ich dostać. Jednak to co udało nam się zobaczyć w części ogólnodostępnej w pełni spełniło moje oczekiwania.
Kolejny punkt obowiązkowy na liście odwiedzających Barcelonę to Sagrada Familia. I tutaj wizytę trzeba zaplanować wcześniej. My nie planowaliśmy wchodzić do środka i tylko delektowaliśmy się jej majestatycznym pięknem z zewnątrz. A budowla zachwyca swoim rozmiarem i ilością zdobień pokrywających fasadę.
Następny „przystanek”: La Rambla – słynna ulica z deptakiem. Moje osobiste wrażenie: nic szczególnego. Ale wystarczy nieco odbić z głównej ulicy i zanurzamy się w urokliwą dzielnicę Barri Gotic ze średniowiecznymi wąskimi uliczkami usianymi knajpkami, gdzie warto przystanąć na dobrą kawę lub pyszny kataloński posiłek. To tu udało mi się pierwszy raz spróbować gazpacho (przepyszna hiszpańska zupa z surowych warzyw podawana na zimno) oraz paella (danie na bazie ryżu, np. z owocami morza).
Na Barcelonę mieliśmy przewidziany tylko jeden dzień, co sądzę, że jest o jakieś 364 dni za krótko, żeby wszystko zobaczyć, ale dała nam się polubić i na pewno jeszcze tu wrócimy.
Ciąg dalszy nastąpi









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Malmö 2023 - cz. 2

Malmö cz. 2 (nieco długa, ale ostatnia – z wieloma praktycznymi informacjami) W pierwszym poście skupiłem się na Kopenhadze, ale teraz prz...

Popularne